sobota, 6 listopada 2010

Lalibela

Uff, to był ciężki dzień. Wprawdzie wiem, że zwiedzanie jest bardzo męczące, ale afrykańskie słońce dołożyło swoje. Ciężko było, ale udało zobaczyć się wszystkie kościoły w Lalibeli. A jest co oglądać. Dla tych, którzy nie wiedzą - tutejsze kościoły zbudowano od góry do dołu, wyryto w skale ok. 900 lat temu. Zresztą, o historii tego miejsca na pewno można poczytać gdzie indziej. Ja skupię się na wrażeniach.
Jeżeli warto oglądać jakiś zabytek w Etiopii, to na pewno są to te kościoły. Jest to zupełnie coś innego. Dookoła budowli wybrano czy też wydłubano całą skałę kształtując w ten sposób bryłę budynków. Potem, ze środka też wydłubano skałę i tak powstały wnętrza. Całość (a jest tych budowli kilka), robi olbrzymie wrażenie. Ciekawe ile osób musiało przy tym pracować (legenda mówi, że jedna). Wnętrza są ciemne, co jest oczywiste, wykuto jedynie niewielkie okna, które są i tak pod poziomem gruntu. Stąd też trudno o dobre zdjęcia, dopiero okaże się, co wyszło.
Sama Lalibela to miejsce oblegane przez przyjezdnych i drogie. Śpimy po 230 birrów od łebka w hotelu Lal, podobno jednym z lepszych, zwłaszcza jeżeli chodzi o jedzenie. Z tym, że w pierwszej lepszej jadłodajni dla tutejszych jedzenie jest smaczniejsze, tańsze i zdaje się mniej szkodzące niż te z hotelowej restauracji. Przewodnik Bradt (polska edycja PWN Global) uznał tę restaurację za drugą w Lalibeli jeżeli chodzi o jakość jedzenia. Można tylko powiedzieć, że to nieprawda.
Jutro czeka nas wczesny wyjazd do Mekele (5:30 rano). Tam być może jeszcze będzie internet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz